Scroll Top
Król Jan III Sobieski wysyła wiadomosc do papieza po zwyciestwie bitwy pod Wiedniem

Obraz "Jan Sobieski pod Wiedniem" Jana Matejki
fot. Wikipedia, domena publiczna

Obraz "Jan Sobieski pod Wiedniem" Jana Matejki
fot. Wikipedia, domena publiczna

12 września. Sobieski pod Wiedniem ocalił Austrię, ale czy wzmocnił Polskę?

Już pisząc do Marysieńki wkrótce po bitwie pod Wiedniem wskazywał Sobieski na niewdzięczność Austriaków. Niespełna sto lat potem potwierdzili ją, biorąc udział w rozbiorach Polski.
A jeszcze 200 lat po wiktorii – podczas obchodów okrągłej rocznicy bitwy, uczczonych przez Jana Matejkę obrazem „Sobieski pod Wiedniem” – pomniejszano polski wkład w tę wojnę. Czy więc doceniono polskie poświęcenie, czy warto było?…

Zarówno bitwa stoczona 12 września 1683 roku, jak i obchody jej rocznic, prowokowały i prowokują do pytań o znaczenie dla Polski wiedeńskiej wiktorii i rolę naszego kraju na światowej scenie historycznej.

Turcy wrogiem i… sprzymierzeńcem Polski

Sobieski jadąc na pomoc Wiedniowi był już bardzo doświadczonym dowódcą: walczył z powstaniem Chmielnickiego (jego brat Marek zginął wzięty do tatarskiej niewoli  w bitwie pod Batohem), potem zbłądził i przysięgał wierność królowi szwedzkiemu, aby wreszcie zgłosić się pod komendę Stefana Czarnieckiego i gonić Szwedów, następnie walczył w wojnie polsko-rosyjskiej, podpisywał ugodę z Kozakami w Cudnowie, bronił króla Kazimierza przed Lubomirskim (broniącym z kolei złotej wolności szlacheckiej). Zwolennik stronnictwa profrancuskiego, po wyborze króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego 19 czerwca 1669, przeszedł do opozycji.

Kiedy w 1672 roku padła twierdza w Kamieńcu Podolskim, Podole było skazane na jarzmo tureckie, co zagrażało tak dobrom Sobieskiego, jak i całej Rzeczpospolitej.

Sławę przyniosły mu walki z Turkami i Tatarami, a zwłaszcza – przekreślająca przewagę Turków z pokoju, zawartego w Buczaczu po utracie Kamieńca – bitwa pod Chocimiem z 11 listopada 1673, którą przeżyło 4 tys. z 30 tys. wrogów i która uratowała Polskę przed płaceniem Imperium Osmańskiemu haraczu.

Te sukcesy 21 maja 1674 dały Sobieskiemu koronę. Wystawiony na Wawelu „Balet podczas szczęśliwej koronacji Króla Imci Jana III w Krakowie” pokazał na scenie Sławę i Europę, którą król chronił przed najazdem tureckim.

Odniesione zwycięstwa nie oznaczały wcale końca wojny z Turkami. Na południowo-wschodnich krańcach Rzeczpospolitej trwały walki, co zmusiło króla – wobec zmiany w postawie Francji – do współpracy z Austrią, z którą zawarto traktat o pomocy na wypadek ataku ze strony Turcji.

To agresji na ziemie polskie obawiał się Sobieski wtedy, gdy Turcy niespodziewanie (wezwani na pomoc przez powstańców węgierskich) zaatakowali Wiedeń. Król ruszył z odsieczą, pokonując 400 km w 8 dni. 12 września 1683 rozegrała się bitwa pod Wiedniem, zakończona pogromem Turków. Zginęło ich 15 tys., a chrześcijan zaledwie 3 tys.

Cesarz Leopold został uratowany. Szybko okazał jednak Sobieskiemu i jego synowi Jakubowi  wyższość, a żołnierzom – skąpstwo i niechęć: „Prowiantów żadnych nie dają – pisał Sobieski. – Ciał zmarłych na tej wojnie znaczniejszych żołnierzy  w kościele w mieście chować nie chcą (…). Stoimy tu nad brzegami dunajskimi jako kiedyś lud izraelski nad babilońską wodą, płacząc nad ludźmi naszymi, nad niewdzięcznością, tak nigdy nie słychaną”.

Być może cesarz obawiał się, że polski król – który okazywał sympatię Węgrom i domagał się amnestii dla nich – zechce zdobyć Węgry i osadzić Jakuba na ich tronie, a pewnie i odebrać Podole i Ukrainę, a może nawet sięgnąć po Wołochy i Mołdawię.

Goniąc Turków spod Wiednia, 9 października odniósł Sobieski (już bez udziału niemieckich wojsk sprzymierzonych) jeszcze jedno zwycięstwo pod Parkanami, kosztujące nieprzyjaciela 10 tys. zabitych i potopionych ludzi. Król oceniał to zwycięstwo jako „większe od wiedeńskiego”, stracił mniej niż 1000 zabitych i rannych. Na Boże Narodzenie zdążył wrócić do Krakowa.

I wtedy niewątpliwe było, że nie zdoła już zrealizować swoich planów związanych z pokojem na wschodzie i umocnieniem pozycji tam (Smoleńsk od 1667 roku pozostawał rosyjski!), ale i nad Bałtykiem i na ziemiach węgierskich, co miało także zapewnić w przyszłości koronę Jakubowi.

W 1684 Rzeczpospolita Obojga Narodów weszła w skład Świętej Ligi, zawiązanej przeciwko Turkom przez Państwo Kościelne, Republikę Wenecką, Austrię (formalnie jako Święte Cesarstwo Rzymskie) i Cesarstwo Rosyjskie. W 1686 traktat zawarty z Rosją potwierdzał rezygnację Rzeczpospolitej ze Smoleńska i wschodniej Ukrainy z Kijowem, czynił też Rosję opiekunką nad wyznawcami prawosławia. Ustępstwa strony polskiej nie przyniosły nam korzyści. Zyskali Austriacy, Wenecjanie, Rosja i papiestwo. Oceniano nawet, że Ligę Świętą uratowało dopiero zawarte w marcu 1691 roku małżeństwo Jakuba z Jadwigą Elżbietą, księżniczką neuburską – po nim Austria i Polska zawarły układ, potwierdzający prawa Rzeczpospolitej do Mołdawii i Wołoszczyzny. Ot, taki sobie układzik, którym kto by się tam potem przejmował…

Jan III Sobieski zmarł w Wilanowie 17 czerwca 1696, zostawiając swojemu następcy zamknięcie konfliktu z Turkami.

A po królu Janie, ostatnim „Piaście” na tronie, nastali Sasi (nawiasem mówiąc, już pierwszy z nich August II zabiegał u cara o podział ziem Polski)…

Dopiero 6 stycznia 1699 traktat w Karłowicach zakończył wojnę pomiędzy państwami Ligi Świętej a Imperium Osmańskim i jego lennikami, głównie Chanatem Krymskim. Pokój ten Rzeczypospolitej Obojga Narodów oddawał Ukrainę Prawobrzeżną i Podole z Kamieńcem Podolskim i oznaczał – po wielu latach wojen – przyjazne stosunki Rzeczypospolitej z Imperium Osmańskim. Ustały tatarskie najazdy, kresy mogły wreszcie odpocząć. Było to ważne dla naszego kraju następstwo wiedeńskiej chwały Sobieskiego, istotne w obliczu wzrostu potęgi Habsburgów i Rosji.

Turcja toczyła w XVIII wieku jeszcze kolejne wojny z Austrią, Rosją i Wenecją.

W następnych latach stronnictwa „francuskie” i „austriackie” dalej walczyły na polskiej ziemi o wpływy. Rosja starała się odebrać Ukrainę i przekonać Słowian bałkańskich o swoich dobrych zamiarach i zaletach jako władcy-wyzwoliciela. Habsburgowie szybko „zapomnieli” się odwdzięczyć Polsce – uczestniczyli w rozbiorach naszego kraju. Rosja – podobnie (rozbiory były w latach 1772, 1793 i 1795).

Turcy doceniali męstwo i prawość – i nie uznali rozbiorów Polski. „Poseł Lechistanu jeszcze nie przybył” – ten zwrot podczas prezentacji gości na dworze sułtana Turcji miał szczególnie drażnić posłów zaborczej Europy. Turcja wspomagała naszą walkę o niepodległość, tu walczył np. legion Kazimierza Pułaskiego, Józef Bem, Michał Czajkowski. Tu ulokował swoje nadzieje – po, delikatnie mówiąc, nieudanej rozmowie z papieżem – Adam Mickiewicz, formując w Stambule Legion Polski z nadzieją wywalczenia Polsce wolności (i tu zmarł, nie zrealizowawszy swoich planów).

Kto zwyciężył, a kto wciąż walczy?

Król Jan III Sobieski stał się legendą, a te żyją wiecznie. Są też różnie odczytywane i mają różne losy. Bohaterskiego wodza i mądrego króla czcili współcześni, jego postać przypominali potomni i dyskutowali o sukcesach, ale także poniechanych szansach i możliwościach.

I jak się prędko okazało i wciąż okazuje, upływ czasu wcale nie oznacza „przeterminowania” tematu.

Ilustruje to świetnie historia obrazu Jana Matejki „Sobieski pod Wiedniem”, namalowanego dla uczczenia 200-lecia wiedeńskiej Wiktorii. To jedyny z cyklu wielkich płócien mistrza obraz, który jest poza granicami kraju.

Matejko chciał tym dziełem pokazać, że naród Polski nie zginął i wciąż trwa na pozycji „przedmurza chrześcijaństwa”. W walce pod Wiedniem pomagał nam sam Bóg, który wszak nie zostawia swoich wiernych wyznawców, nawet jeśli kiedyś zbłądzą. Na obrazie pokazano Sobieskiego, dającego księdzu list do dostarczenia papieżowi (wraz z chorągwią turecką), list zawierający słowa: „venimus, vidimus, Deus vicit”. Nad tym unosi się gołąb, znak Ducha Świętego. Na niebie  widać tęczę – znak przymierza z ludźmi, dany przez Boga po potopie. Kapelan królewski pokazuje obraz Matki Boskiej, znaleziony podczas okopywania namiotu króla w przeddzień bitwy. Symbolika obrazu potwierdzała przeświadczenie o Polsce jako bastionie zachodniej cywilizacji, mogącym liczyć na wsparcie samego Boga. Matejko dał zresztą na obrazie także wyraz swoim przekonaniom dotyczącym błędów przodków: pokazał pychę dowódców, którzy będą działać przeciwko królowi, królewicza Jakuba namalował ubranego we francuski strój, zapowiadający odejście od sarmackich cnót ojca na rzecz liberalnego, oświeceniowego Zachodu.

Matejko postanowił podarować swoje dzieło narodowi z przeznaczeniem na dar dla papieża. Zwraca uwagę ten zabieg – nie podarował obrazu wprost papieżowi, ale narodowi, przypominając w ten sposób o Polakach i doprowadzając do uroczystego przyjęcia delegacji narodu przez papieża. Wcześniej darem Matejki dla narodu był „Hołd Pruski” – podarowany również z podtekstem, bo z przeznaczeniem do pokazywania w komnatach królewskich zamku na Wawelu, podczas gdy koszary austriackie opuściły siedzibę polskich królów dopiero 10 lat po śmierci Matejki.

Dlaczego malarz zdecydował się na ten kolejny dar, pomimo znanej niechęci Rzymu wobec polskich walk o niepodległość i raczej kiepskiej sytuacji papiestwa (papież w 1870 roku utracił Rzym i ogłosił się „więźniem Watykanu”) w owym czasie?

Zrobił to pomimo zbiórki, prowadzonej w kraju z zamiarem wykupienia obrazu przy okazji jubileuszu malarza. Matejko chciał jednak więcej, niż znaczyły pieniądze – chciał przypomnieć o Polsce. Podpisując obraz dodał „Polonus”, żeby nikt nie brał go za Austriaka. Po pokazaniu obrazu w Sukiennicach wysłał go najpierw na obchody 200. rocznicy bitwy w Wiedniu.

Prasa miejscowa opisywała zwycięstwo sprzed dwustu lat jako wyłączną zasługę Niemców. Matejko obawiał się, że widownia nie przyjdzie oglądać jego obrazu i „cel będzie chybiony”.

W tajemnicy przed wszystkimi, w tym przed wynajmującym mu salę, wystawił dzieło bez biletowania. Jego przyjaciel i sekretarz Gorzkowski wspominał: „Dowiedziawszy się z gazet o bezpłatnej wystawie obrazu Matejki, cały Wiedeń był tą ofiarnością Matejki zdumiony; twierdzono, że od kiedy Wiedeń istnieje, to takiej bezpłatnej wystawy nie było, że to jest hojność zdumiewająca. Napływ osób odwiedzających był zrazu ogromny…”

Obraz obejrzał też cesarz Franciszek Józef. Zatem w stolicy Habsburgów przypomniał Matejko o Polsce (nawiasem mówiąc – zrobił po raz kolejny przykrość Habsburgom, już wcześniej podarował wszak cesarzowi obraz „Zjazd pod Wiedniem”, pokazujący zjazd z 1515 roku, wyłączający Habsburgów z popierania Krzyżaków i przekonujący wg Gorzkowskiego, że „Austria nie byłaby tak wielka, jaką jest dzisiaj, że wielkość swą zawdzięcza naszym Jagiellonom”) i – wraz z delegacją narodu, w skład której oprócz ośmiu przedstawicieli władz na życzenie artysty weszło też dwóch chłopów („obywateli”, jak mówił Matejko) – ruszył dalej, aby przekazać dar papieżowi.

Papież przyjął obraz po królewsku i umieścił go w pobliżu Stanz malowanych przez Rafaela, gdzie jest do dziś eksponowany.

Wbrew opiniom niektórych przeciwników malarza, jego czyn okazał się więc sukcesem.

Obraz pokazywany w Wiedniu i Rzymie przypomniał o Polsce i robi to do dziś.

A czy warto było? Całe wydarzenie kosztowało Matejkę niemało. Nie spowodowało powrotu Polski na mapy, bo nie mogło. Obraz miał wpływać „ku pokrzepieniu serc”, potwierdzać nasze działanie „z Zachodem przeciw Wschodowi”. I tę rolę spełnił. Wszystkiego język sztuki załatwić nie mógł, ale czy gdyby nie czyny takie jak ten, „sprawa polska” nie byłaby zapomniana?

Na czyny orężne – teraz Piłsudskiego – trzeba było jeszcze trzydzieści pięć lat poczekać.

Sam malarz nie miał zresztą złudzeń – w „Poczcie królów” namalowanym w latach 1890–1892 Sobieski nie ma szabli. Coś się skończyło…

Wiedeń nie potrzebował pomocy?

A blisko 400 lat po chwale Sobieskiego i 200 lat po wyjątkowym czynie Matejki polscy artyści wciąż czczą rocznicę – nawet nieokrągłą – dziełami, które wożą lub próbują zawieźć do Wiednia. Od kilku lat rzeźbiarz prof. Czesław Dźwigaj (autor ok. 50 pomników Jana Pawła II) pokazuje w kraju monument przygotowany z okazji 335 rocznicy odsieczy wiedeńskiej. 12 września 2013 roku w 330 rocznicę bitwy na wzgórzu Kahlenberg został wmurowany kamień węgielny pod pierwszy pomnik, mający upamiętnić bitwę. Austriacy odmówili jednak przyjęcia monumentu, który wcześniej zaakceptowali. Profesor pokazuje więc dzieło w Polsce. Ponieważ docelowo przeznaczył je dla Wiednia, nie zdejmuje pomnika z lawety i – tymczasem – wozi po kraju. Wezmą? Kiedy? I ile do tego dopłacimy, a co będziemy z tego mieć? Przekonamy wreszcie, że mamy boskie posłannictwo i rolę przedmurza, a może łącznika? Bronimy Europy przed wschodnią agresją? A może już tylko my uważamy Zachód za wart i potrzebujący obrony, on sam zaś nie potrzebuje ani przedmurzy, ani murów oddzielających go od Wschodu?

Pytania to wciąż ważne.

Pozostałe istotne okoliczności w sytuacji politycznej Polski i okolic też od wieków pozostają bez zmian. Uregulowanie stosunków papiestwa z Rosją ciągle jest przed nami, podobnie jak koniec wojen z religią w tle czy spokój na Podolu. Radością jest powrót Polski na mapy sto lat temu i – paradoksalnie – fakt, że te trwające wojny jednak nie są nasze. Podobnie zresztą, jak nie są nasze Smoleńsk, czy Podole i Wołyń, co nie wpływa na snucie przez niektórych planów federacyjnych, a przez innych – straszenie „oddaniem” nam niektórych ziem…

Posty powiązane

error: Content is protected !!