Pomnik Józefa Piłsudskiego w Warszawie
fot. RepubliCAT z pixabay.com
Pomnik Józefa Piłsudskiego w Warszawie
fot. RepubliCAT z pixabay.com
15 sierpnia. Czym była Bitwa Warszawska?
Piłsudski ocenia ją jako źle dowodzoną po obu stronach. Analizuje przy tym ujawnione rozkazy i plany strony sowieckiej – jak się okazuje, wcale nie posłała ona na Warszawę wszystkich sił.
Spodziewając się tego jednak, do obrony Warszawy przeznaczono ogromne oddziały polskie, opóźniając w ten sposób kontratak.
Pierwsze wydanie „Roku 1920” Józefa Piłsudskiego ukazało się jesienią 1924 roku. Jak pisze autor w przedmowie, do podjęcia tematu nakłoniła go świeżo wydana książka dowódcy sowieckiego Tuchaczewskiego „Pochód za Wisłę”. Odnosząc się do jego stwierdzeń korzystał Piłsudski także z pracy Sergiejewa, dowódcy 4 armii, „Od Dźwiny do Wisły”.
Wojna 1920 widziana okiem Piłsudskiego
Cenna to pozycja, daje możliwość bezpośredniego poznania relacji, tym ważniejszej, że – jak uznała „Komisja do zbadania stanu aktów operacyjnych z 1920 r.” powołana w 1925 roku na wniosek Piłsudskiego, nie zgromadzono wszystkich dokumentów z tego okresu – nawet rozkazów. Nigdy nie zebrano wszystkich akt, a inwentaryzacja zebranych przebiegała wolno, wypożyczano je też, nie zachowując porządku.
Napisana ze swadą i humorem książka Marszałka ocenia i weryfikuje wiele poglądów i przekonań dotyczących walk z 1920 roku. Odnosi się zarówno do stanowiska Rosjan, jak i tych formułowanych ze strony polskiej (bez względu na to, przez jaki kraj podpowiadanych). Piłsudski wskazuje na dziwne nieporozumienia w trakcie prowadzenia walki, niezrozumiałe i nieracjonalne rozkazy niektórych polskich dowódców – wszystko to spowodowało niepowstrzymany marsz wojsk Tuchaczewskiego i cofanie się polskiego frontu, zwłaszcza dowodzonego przez gen. Szeptyckiego, na północy i północnym wschodzie (upadło m.in. Wilno – w 1925 roku Piłsudski zarzucał m.in. Stanisławowi Hallerowi, kuzynowi Józefa, fałszowanie dokumentów i rozkazów z tym związanych). „Lecz na poddanie się jasne i wyraźne woli nieprzyjaciela jeszcze dotąd nigdzie na wojnie nie znaleziono lekarstwa!” – konkluduje bezradnie. Potwierdza taką sytuację Tuchaczewski w swojej relacji podając: „Ciągłe niepowodzenie, ciągłe cofanie się ostatecznie złamały zdolność do boju armii polskiej. Było to już nie to wojsko, z którym wypadło nam się mierzyć w lipcu tegoż roku. Cofano się nieraz bez żadnego powodu. Tyły były wprost zawalone przez dezerterów.”
W efekcie wojska bolszewickie doszły do Warszawy. „Pod wrażeniem tej nasuwającej się chmury gradowej łamało się państwo, chwiały się charaktery, miękły serca żołnierzy. (…) Ten proces rozkładu sił, ten proces łamania się woli w nas, zdaniem moim, był największym trumfem, który przypisać mogę p. Tuchaczewskiemu” – oceniał Piłsudski.
Tymczasem już w końcu czerwca gen. Szeptycki oświadczył Piłsudskiemu na zebraniu kilku generałów w Belwederze, „że właściwie wojna jest przegrana i że sądzi, iż należy zawierać pokój za wszelką cenę”. Na zawarcie pokoju jeszcze w sierpniu mieli też naciskać emisariusze z Zachodu. Courzon wysłał do Tuchaczewskiego notę, wzywającą go do zatrzymania się na granicy ustalonej w traktacie wersalskim.
Zmienieni zostali zarówno gen. Szeptycki, jak gen. Zegadłowicz, uznani przez Piłsudskiego za odpowiedzialnych za niepowodzenia na froncie północnym, „które się zakończyły dopiero w półtora miesiąca potem naszym zwycięstwem aż pod Warszawą”.
Jak wspomina Piłsudski, wszystkie zasadnicze decyzje w ciągu wojny podejmował sam, nie zwołując nigdy żadnej rady. Najbliżej niego „z urzędu stali w owe czasy trzej panowie: gen. Rozwadowski, jako szef sztabu, gen. Sosnkowski, jako minister wojny i świeżo przybyły gen. Weygand, jako doradca techniczny misji francusko-angielskiej, przysłanej w tym groźnym dla nas czasie”. Ciekawa jest ocena gen. Rozwadowskiego, wysuwanego czasem jako rzekomego autora zwycięstwa pod Warszawą: „Wybrałem go jako swego szefa sztabu nie dlatego, by był do tej funkcji najlepszym, lecz dlatego, że stanowił szczęśliwy i zaszczytny wyjątek pomiędzy większością ówczesnych starszych generałów. Nie tracił nigdy sprężystości ducha, energii i siły moralnej: chciał wierzyć w nasze zwycięstwo, gdy wielu, bardzo wielu straciło już ufność i, jeśli pracowało, to ze złamanym charakterem. Godziło mnie to z wielkimi brakami generała, jako szefa sztabu, gdyż nie wiem, czy istniała w ogóle jakakolwiek sprawa, której potrafiłby się trzymać w ciągu jednej chociażby godziny”. Następstwem tego braku systematyczności Rozwadowskiego było przyjęcie przez Weyganda metody rozmowy z nim przez wysyłanie not dyplomatycznych.
Kontratak najlepszą obroną
Niektórzy domagali się poddania: „Mieliśmy wysłać delegację nie gdzie indziej, jak do Mińska, gdzie się znajdował p. Tuchaczewski, by żebrać o pokój. Inaczej jak żebraniną tego nazwać nie mogę, gdyż wszczynać miano rozmowę o pokoju w chwili, kiedy zwycięski nieprzyjaciel do stolicy naszej pukał i groził zniszczeniem organizacji państwa przedtem, nim słowo o pokoju wyrzecze. (…) Mnie, człowiekowi, którego pokory uczono, a nie nauczono nigdy, moment ten ciążył więcej niż cokolwiek, a jako Naczelny Wódz i Naczelnik Państwa mocno w rachubę brać musiałem, by nasza delegacja nie wyjeżdżała ze stolicy bez pewności jej utrzymania.” Co więcej – Piłsudski wspomina, że zaproponował wówczas gen. Weygand’owi współudział w dowodzeniu, ale ten odmówił.
Piłsudski postanowił jednak nie o poddaniu, a o kontrataku.
Decyzję tę podjął 6 sierpnia – w szczęśliwym, jak uważał dniu, wszak to 6 sierpnia 1914 wyszedł z Krakowa, prowadząc z krakowskich Oleandrów w kierunku granicy Królestwa swoją Pierwszą Kadrową, zalążek Legionów Polskich.
Wbrew przeświadczeniu wielu dzisiaj wypowiadających się o sierpniu 1920, Piłsudski nie znał rozkazów wydawanych przez Tuchaczewskiego – w szczególności tego wydanego 8 sierpnia, nakazującego odejście na północ armiom 4 i 15, najliczniejszej i najlepiej wyposażonej, posłanej na Modlin. Rozkaz tylko dwie armie kierował na Warszawę. Zdaniem Piłsudskiego, był to zły manewr, nie spodziewał się, że siły wroga mogą zostać rozdzielone i pozbawione wzajemnego wsparcia – był, tak jak wszyscy, przeświadczony, że całe wojsko idzie na stolicę.
Wiedza o tym podziale wojska przeciwnika zmieniłaby plany obronne. Niestety – Piłsudski przyznawał potem, że wybrał rozwiązanie nonsensowne i ubolewał, że z 20 dywizji, które miały wziąć udział w walkach o stolicę, aż ¾ miało rolę pasywną. W Warszawie zebrano 10 i pół dywizji, mogły więc one zatrzymać nieprzyjaciela – uważał. Tylko 5 i pół dywizji – dowodzić miał nimi Piłsudski – przeznaczono do kontrataku. Planowana przez niego operacja miała rozpocząć się nie wcześniej, jak 15 sierpnia.
Tuchaczewski stwierdził w swoich wykładach „Pochód za Wisłę” wprost: „Skierowanie uderzenia w środek w kierunku Warszawy było zadaniem nad nasze siły. Pozostawało rozbicie jednego ze skrzydeł, prawego lub lewego.” Wybrano lewe, jako odcinające połączenia z Gdańskiem, będącym jedyną arterią komunikacyjną dla Polski po tym, jak „ruch rewolucyjny w Niemczech przerywał normalny przewóz amunicji i broni z Francji dla armii polskiej”.
Żaden rozkaz nie zawierał Warszawy jako celu do zdobycia. Bolszewicy chcieli w kilku miejscach sforsować Wisłę.
Warszawa w trwodze
12 sierpnia Piłsudski wyjechał z Warszawy w celu przygotowania i prowadzenia kontrataku znad Wieprza.
Wyjeżdżając, przekazał premierowi Witosowi dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa – zostawił mu decyzję co do momentu jej ogłoszenia. Jak motywował dymisję, kierował się poczuciem odpowiedzialności za obecną sytuację Polski, niechęcią do rozmów z Rosją Radziecką oraz przewidywanym żądaniem Ententy, by ustąpił.
W Puławach ocenił stan moralny czterech zgrupowanych tam dywizji jako lepszy niż spodziewany. Stan wyposażenia wyekwipowania i umundurowania żołnierzy był natomiast fatalny – połowa jednej dywizji była np. bosa.
Z Warszawy i południa raportowano w tych dniach uspokajająco. „Utwierdziłem się więc w tym przekonaniu, z którym zresztą wyjeżdżałem z Warszawy. Miałem trochę czasu przed sobą i postanowiłem zaczynać nie wcześniej, jak 17-go rano, gdy natarcia na Warszawę już się dostatecznie rozwiną i zwiążą <gros> sił sowieckich z naszym polskim <gros>, będącym w Warszawie.”
Następnego dnia, 14 sierpnia, z Warszawy jednak „nadeszły trwożne depesze. W pierwszym ataku Sowietów został złamany nasz opór i Radzymin wraz z okolicą został szturmem zdobyty.” Piłsudski zawiadomił Warszawę, że 16. o świcie zaczyna uderzenie.
„Dn. 16-go rozpocząłem atak, o ile w ogóle atakiem nazwać to można. Lekki i bardzo łatwy bój prowadziła przy wyjściu tylko 21-sza dywizja (…)” – zapisał Piłsudski i dodał, że dywizje poruszały się szybko i „prawie bez kontaktu z nieprzyjacielem”, spodziewał się nawet jakiejś zasadzki, nie widząc oporu.
Nieprzyjaciela usłyszał dopiero 17 sierpnia wieczorem, będąc aż w okolicach Garwolina.
18 sierpnia rano była już cisza. W drodze do Mińska dowiadywał się Piłsudski, że 16. armia sowiecka została rozgromiona i uciekła. „Ze wszystkich danych wnosiłem, że jeśli nie mogłem nigdzie spotkać oporu ze strony tzw. mozyrskiej grupy, to oczekiwany przeze mnie opór 16-ej sowieckiej armii jest właściwie zakończony. (…) Stąd wyprowadziłem wniosek, że większość armii sowieckiej musi się cofnąć od Warszawy ku wschodowi i że zatem z naszej strony należy jak najszybciej zarządzić zupełną jednolitość działań wszystkich wojsk, zebranych pod Warszawą, aby po rozbiciu jednej z sowieckich armij energicznym pościgiem i naciskiem zewsząd rozbić i porazić resztę sił nieprzyjaciela”.
Udał się więc Piłsudski do Warszawy, gdzie zauważył trwające wciąż napięcie, wynikające z informacji o atakach na miasta leżące w dolnym odcinku Wisły.
Wojska w rozsypce, chaos w dowodzeniu
Jak wynika z analizy udostępnionych w książkach rosyjskich dowódców rozkazów, nie wszystkie były wykonywane – podobnie zresztą działo się po stronie polskiej. Piłsudski cytuje też swój list do Rozwadowskiego, pisany w nocy z 19 na 20 sierpnia, potwierdzający panujący chaos i brak podstawowych informacji: „Zagadką dotąd dla mnie nierozwiązaną jest, gdzie się znajduje 3-cia armia nieprzyjacielska oraz ta część 15-ej, która nie bierze udziału w operacjach na północ od Modlina”.
Wojska bolszewickie uciekały, kierując się na północ i północny wschód, naciskane przez polskie oddziały. Zachodni kierunek koncentracji polskiego wojska uznał więc Piłsudski za całkowicie błędny i nieużyteczny, odciągający od pościgu całą naszą 1. armię, która 19 sierpnia wieczorem właśnie przechodziła Narew na zachód (ruch ten nazwał Piłsudski ironicznie „koncentracją w kierunku Poznania”, czyniąc w ten sposób „aluzję do względnie licznej ucieczki najbardziej przyzwyczajonych do pokory elementów naszej stolicy z Warszawy, gdy ta była zagrożoną. Uciekano do Poznania, gdzie również chciano ewakuować rząd i centralne instytucje”).
„Nieraz po ukończonej wojnie zastanawiałem się i próbowałem analizować działanie własne i innych podczas bitwy warszawskiej. Wydawało mi się bowiem zawsze, żem nie wyzyskał dostatecznie sytuacji, wytworzonej przez atak naszych pięciu dywizji z nad Wieprza. Osiągnąłem, jak to czytelnik już wie, tym atakiem wydanie 17-go sierpnia rozkazu o cofnięciu wszystkich wojsk sowieckich z pod Warszawy ku wschodowi. Przy analizie jednak dochodziłem do przypuszczenia, że były z mej strony niedociągnięcia, które z klęski, poniesionej przez wojska sowieckie pod Warszawą, nie uczyniły klęski ostatecznej, z której walczące z nami państwo wyjścia by nie znalazło”.
Piłsudski wskazuje na dwie takie niekorzystne okoliczności: 18 sierpnia spędził w Warszawie i dzień ten był stracony dla naszej 4. armii, ścigającej wroga – w połączeniu z 1. armią mogły one już teraz zepchnąć wroga do Bugu. Druga wskazuje na chaos organizacyjny: „Drugie niedociągnięcie, które przy analizie zawsze wykrywałem, było, żem 19-go sierpnia, kiedy już dostrzegłem wspomnianą pracę połowiczną, nie na całego, ze strony panów, których zostawiłem w Warszawie, nie ująłem natychmiast wszystkiego w swoje ręce, kasując ten chaos organizacyjny i bezład dowodzenia, który się rozwijał i wzrastał po moim wyjeździe 12-go sierpnia dla prowadzenia kontrataku. Nonsens założenia w bitwie warszawskiej, wypływający z sugestii miesięcznych porażek i klęsk, któreśmy ponosili, był tak silnie założony w Warszawie, że ludzie z trudem oswobadzać się mogli od jego konsekwencji. Było tam stale jak gdyby dążenie do utrzymywania na bezpośrednim froncie w Warszawie możliwie wielkiej ilości wojsk, zabezpieczających stolicę od trwogi. (…) W umysłach więc i sercach trwało jak gdyby zaćmienie, gdy ja już 19-go i 20-go byłem zupełnie od jakiejkolwiek trwogi oswobodzony” – oceniał Piłsudski. I nie zmieniał tego fakt, że 18 sierpnia Sowieci zdobyli Płock i atakowali Włocławek.
Kontredans i galop – na wschód
„W historii bitwy warszawskiej zastanowić musi każdego dziwna, nieoczekiwana i tak nagła zmiana ról obu stron walczących. Zwyciężony zostaje zwycięzcą, zwycięzca zwyciężonym – w jakieś parę dni. […] Teraz ja miałem swój rewanż i swój triumf” – ocenił Piłsudski. Dał opis wydarzeń, którego nie powstydziłby się dobry literat:
„Nie marnego kontredansa, lecz wściekłego galopa rżnęła muzyka wojny! Nie dzień z dniem się rozmijał, lecz godzina z godziną! Kalejdoskop, w takt wściekłego galopu zakręcony, nie pozwalał nikomu z dowodzących po stronie sowieckiej zatrzymać się na żadnej z tańczących figur. Pękały one w jednej chwili, podsuwając pod przerażone oczy całkiem nowe postacie i nowe sytuacje, które przerastały całkowicie wszelkie przypuszczenia i czynione plany i zamiary. Nie wiem, czy moi podwładni ówcześni zdawali sobie w tym galopie zdarzeń sprawę, co się dzieje właściwie. Część zachodnia – na pewno nie! Byli w okresie kontredansu i to dosyć lichego”.
Piłsudski zmienił front na „naturalny” – zwrócony ku wschodowi, a nie północy.
Walka trwała jeszcze dwa miesiące.
A sytuację podsumował podkreśleniem, że zawsze kiedy sam dowodził – zwyciężał: „Za każdym razem, gdym dzieło wojny sam własnymi rękami czynił, odnosiłem zwycięstwa, które w dziejach tej wojny były epokami. Były one bowiem zawsze zwycięstwami strategicznymi, nie tylko uzyskiwaniem przewagi taktycznej”.
Bitwa krótka, a czy wyjątkowa?
„Bitwa na przedpolach Warszawy była operacją krótką, której efektem było rozbicie wojsk Tuchaczewskiego, atakujących stolicę Polski. Wojska bolszewickie zostały pokonane, jednak Północny Front rosyjski nie został do końca rozbity. Straty rosyjskie wyniosły 25 tysięcy zabitych i rannych oraz 66 tys. wziętych do niewoli. 45 tysięcy czerwonoarmistów zostało internowanych po przekroczeniu granicy niemieckiej. Zdobyto też 231 dział i 1023 ciężkie karabiny maszynowe oraz wiele innego sprzętu.
Z polskich szeregów ubyło 4,5 tys. zabitych, 22 tys. rannych i ok. 10 tys. zaginionych. Przyczyn klęski Rosjan pod Warszawą należy upatrywać w braku koordynacji dowodzenia strony rosyjskiej, jednak zasadniczo męstwo oręża polskiego oraz zasada ekonomii sił sprawiły, że <płomień rewolucji> zatrzymał się na przedpolach Warszawy. Bolszewicy mimo klęski pod Warszawą, byli jeszcze groźni i należało się z nimi liczyć” – to współczesne „krótkie, w żołnierskich słowach” zawarte podsumowanie podwarszawskich wydarzeń z 1920 r. pióra ppłk. Ryszarda Najczuka z portalu https://www.wojsko-polskie.pl/bitwa-warszawska/ (stan na 11 sierpnia 2022).
Święto Żołnierza Polskiego
Trzeba dodać, że 15 sierpnia Świętem Żołnierza Polskiego uczynił gen. Szeptycki, odsunięty wcześniej przez Piłsudskiego od dowodzenia w tej wojnie po serii klęsk na wschodzie.
13 czerwca 1923 roku Prezydent RP Stanisław Wojciechowski mianował gen. Szeptyckiego ministrem spraw wojskowych w drugim rządzie Wincentego Witosa. 4 sierpnia 1923 roku rozkazem nr 126 Szeptycki ustanowił Święto Żołnierza Polskiego, pisząc: „W dniu tym wojsko i społeczeństwo czci chwałę oręża polskiego, której uosobieniem i wyrazem jest żołnierz. W rocznicę wiekopomnego rozgromienia nawały bolszewickiej pod Warszawą święci się pamięć poległych w walkach z wiekowym wrogiem o całość i niepodległość Polski.”
„Nawała bolszewicka” trwała jednak jeszcze długo po Bitwie Warszawskiej. Na jej „rozgromienie” trzeba było jeszcze zapracować. Rozegrano dwie ważne bitwy: pod Komarowem (31 sierpnia, kawaleria zatrzymała Budionnego) i nad Niemnem (20-26 września). Dopiero 18 października w Rydze podpisano zawieszenie broni, a 18 marca 1921 podpisany został pokojowy traktat ryski, ustalający wschodnią granicę Polski do września 1939 roku.