Fot. dzieje.pl
Fot. dzieje.pl
24 października 1795. Polska „skasowana”
24 października 1795 roku Rosja, Prusy i Austria przeprowadziły ostatni, pełny, III rozbiór Rzeczypospolitej. Po co nas „skasowali” i jaki stan kasy mieli po tym akcie?
Mocarstwa rozbiorowe uzgodniły między sobą trzeci podział Polski w traktacie, zawartym 24 października 1795 roku, niespełna rok po rozgromieniu insurekcji kościuszkowskiej.
Dramatu dopełniła konwencja o ostatecznym zatwierdzeniu podziału, zawarta w styczniu 1797 w Petersburgu, głosząca: „Gdy przez obydwa dwory cesarskie, jak również przez Jego Królewską Mość Króla Pruskiego, uznana została konieczność uchylenia wszystkiego, co może nasuwać wspomnienie istnienia Królestwa Polskiego, skoro uskutecznione zostało unicestwienie tego ciała politycznego, przeto wysokie strony, zawierające umowę, postanowiły i zobowiązują się odnośnie do trzech dworów, nie zamieszczać w tytule miana i nazwy łącznej Królestwa Polskiego, która zostanie odtąd na zawsze skasowana. Wszelako wolno im będzie używać tytułów częściowych, które należą się władzy różnych prowincji tegoż Królestwa, jakie przeszły pod ich panowanie.”
O powrót państwa polskiego na mapy przyszło nam zabiegać przez 123 lata.
Zajęci roztrząsaniem politycznej sytuacji w owym czasie rzadko zastanawiamy się nad tym, po co państwom zaborczym były ziemie polskie. Ba, z niektórych dyskusji może wręcz wynikać, iż Polska była tak słabym krajem, że… właściwie zaborcy zrobili łaskę, przejmując ziemie polskie wraz z ich mieszkańcami – kraj miał być niezdolny do istnienia i ogarnięty anarchią, a taką propagandę szerzyli sami zaborcy (zresztą podobne wnioski nasuwają się niektórym opowiadającym o niewolniczej pracy Polaków w czasie II wojny w Niemczech – to nic, że pracowali niewolniczo, wszak nie mieli tam źle, a nawet wiele zobaczyli…). Tymczasem każdy z trzech rozbiorów był motywowany chęcią powetowania sobie przez zaborców strat, ponoszonych w ówczesnych wojnach, i wciągania konkurentów w wygodne sobie sojusze. W drugim rozbiorze nawet „ukarano” Austrię, nie pozwalając jej wziąć udziału w grabieniu Polski, w trzecim ten sam manewr Rosja zastosowała wobec Prus, zawierając najpierw układ z Austrią i stawiając Prusy przed faktem dokonanym i zmuszając je do przyjęcia swoich warunków.
O ile dwa pierwsze rozbiory próbowano uzasadnić, ratyfikując umowy przez sejm polski (po pierwszym pamiętamy gest Rejtana, po drugim – sejm niemy w Grodnie), przy trzecim już nic nie udawano.
25 listopada 1795 roku król abdykował na rzecz Rosji.
Polska rozdrapana
W wyniku trzech rozbiorów poszczególne państwa zagarnęły ogromne, znaczące dla siebie obszary, i włączyły do swojej ludności wielu mieszkańców (tj. także – a może przede wszystkim – podatników i potencjalnych żołnierzy, bo przecież nie pełnoprawnych obywateli, których zamierzano otoczyć troską).
Największy stosunkowo „przyrost” odnotowały Prusy – nabytki polskie to aż 49 proc. ich terytorium, choć zagarnęły „zaledwie” 20 proc. obszaru Polski (148 tys. km² i ok. 2,7 mln mieszkańców ). Po rozbiorach Polacy stanowili też blisko połowę ludności Prus.
Nieco mniej, bo 18 proc. obszaru ziem polskich (130 tys. km² i ok. 4 mln mieszkańców) wzięła Austria.
Najwięcej skorzystała Rosja — zagarnęła 62 proc. obszaru Rzeczpospolitej (ok. 470 tys. km² i ok. 6 mln mieszkańców).
W tym stanie rzeczy (nawet abstrahując od stosunków wewnętrznych panujących w każdym z państw rozbiorowych) nie może dziwić ucisk wobec ludności polskiej.
W Prusach mówiono nawet z początku o niebezpiecznie nadmiernym skupieniu ziem polskich i konieczności pozyskania zaufania szlachty polskiej. Ostatecznie zdecydowano się jednak na niewielkie incydentalne pozyskanie i wielkie powszechne „tropienie spisków” – dość powiedzieć, że pruski garnizon w Warszawie liczył 12 tys. żołnierzy przy ok. 60 tys. mieszkańców (1800 r.). Urzędy sprawowało 9 tys. pruskich urzędników. Germanizacja objęła administrację, szkolnictwo, sądownictwo. Wszystko to kosztowało – podniesiono podatki (te płacone przez wieś zostały nawet podwojone). Chłopi podlegali 20-letniej służbie wojskowej.
Ciągłej rekrutacji do wojska podlegali chłopi także w zaborze austriackim, potrzebni cesarstwu w wojnach toczonych z Francją. Poza tym zainteresowanie cesarstwa nowymi ziemiami nie było nadmierne – rozmyślano nawet, czy ich nie przehandlować. Galicja była najsłabiej rozwiniętym i najbiedniejszym krajem Austrii. „Golicja i Głodomeria” – tak przekręcana nazwa prowincji oddawała jej stan.
W zaborze rosyjskim służba wojskowa trwała 25 lat, obejmowała nie tylko chłopów, ale też zrównaną z nimi szlachtę gołotę i tzw. okoliczną.
I w tych dwóch zaborach tworzono system policyjny, współpracowano ponad granicami np. przy tłumieniu powstań. Pomimo pobierania większych podatków zamykano szkoły, nie budowano przemysłu, dróg i kolei. Rozdrapano biblioteki, muzea i zbiory sztuki.
Polska źródłem zysku
Stwierdzając, że Polacy rolnicy (obywatele ziemscy i włościanie) wpłacają do kas rządowych czterokrotnie większe podatki, niż Rosjanie, Józef Piłsudski zapisał w 1902 roku:
„Wobec takiego stanu rzeczy nie należy się dziwić, że rząd carski, wydając tak mało na potrzeby Polaków, może miliony, wyciśnięte z nich, wyrzucać na utrzymanie połowy armii rosyjskiej, stojącej w Polsce, może opłacać całą sforę rosyjskich urzędników, którzy za służbę swoją otrzymują w Polsce wynagrodzenie znacznie większe, niż urzędnicy w innych częściach państwa. Nie dziwi nas i to, że rząd zarabia tu jeszcze kilkadziesiąt milionów rubli! Zarabia więcej, niż wydaje na oświatę ludową w całym imperium!…
Tak, drogo opłacać muszą Polacy bicz i biczysko rządów carskich!…”
Jak podawał Piłsudski, główne wydatki carat przeznacza na wojsko – w Polsce rozlokowano więcej niż połowę armii rosyjskiej, „horda zaś urzędnicza w powiecie polskim jest liczniejsza niż w rosyjskim”, podczas gdy ludność polska stanowiła zaledwie ósmą część państwa i była gęściej rozlokowana. „Obliczono, że pieniędzy, wyduszonych z Polaków, starcza w zupełności na pokrycie wydatków w ich kraju, wydatków stosunkowo znacznie większych niż w Rosji. Co więcej, rząd zyskuje tu rocznie ze swej rabunkowej gospodarki około 30 milionów rubli, z których korzystać może w innych dzielnicach – chociażby w tym samym celu tłumienia ruchów wolnościowych” – podawał Piłsudski.
Czy 30 milionów rubli to dużo? Jak wynika z innego artykułu Piłsudskiego z 1896 roku, analizującego roczny budżet podpisany przez cara, podatek gruntowy dawał wówczas rządowi 48 mln rubli. Wojsko kosztowało rocznie 289 mln rubli, utrzymanie cesarza 10 mln, więzienia – 14 mln.
Bez wątpienia więc opłaciło się korzystać z ziem polskich. To obliczenia Piłsudskiego, wówczas redaktora „Robotnika”.
Po zwycięsko poprowadzonej przez Piłsudskiego wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r., zawierając w marcu 1921 roku w Rydze pokój, strona polska początkowo zażądała 296 mln rubli w złocie za wkład ziem polskich w budowanie gospodarki rosyjskiej w czasie rozbiorów. Ostatecznie w traktacie zapisano 30 mln rubli, a nie zapłacono nic.
Skoro już wystawiamy rachunki za dawne straty, może jakaś komisja wyliczyłaby dokładnie (albo chociaż w przybliżeniu), ile straciliśmy na rozbiorach i ile i kto na nich zyskał? Nawet nie po to, żeby występować o zwrot, ale żeby wiedzieć. I żeby inni wiedzieli, że wiemy…