Kto walczy o władzę, a kto o realizację potrzeb rolników?
Fot. MP
Kto walczy o władzę, a kto o realizację potrzeb rolników?
Fot. MP
Czy król może zakładać wirtualne szaty – czyli prezydent i prezydencja wobec rolnictwa na progu 2025 roku
Nie mówiąc o tym, co widać, a odwracając uwagę od realnych wydarzeń i zastępując kształtowanie ich dyskusją o urojonej przeszłości szykujemy sobie kiepską przyszłość.
Wątek prezydencki w „wielkim proteście polskich rolników” zorganizowanym na rozpoczęcie polskiej prezydencji w UE ma mieć znaczenie przyszłościowe. Otóż do demonstrujących przyszedł obywatelski kandydat na prezydenta Karol Nawrocki i „był z ludem” – jak doniosła TV Republika. Tymczasem jego potencjalnie główny rywal Rafał Trzaskowski nie przyszedł, chociaż „miał blisko”. Coś ma z tego wynikać – oczywiście według Republiki i oczywiście na przyszłość.
Więcej o tym proteście:
Teraźniejszość i przeszłość – lepiej nie mówić
Nowy prezydent obejmie stanowisko dopiero za siedem miesięcy. Tymczasem wiele się zdarzy – np. rozstrzygnięta zostanie kwestia przyjęcia (albo trybu przyjmowania – co na jedno wychodzi) umowy Mercosur. A podobno protestującym głównie o to chodziło, żeby przyjęcie tej umowy zahamować. Do sierpnia jeszcze wiele można osiągnąć. Dlaczego więc – wierząc w rolę prezydenta w tym zakresie – protestujący nie poszli do prezydenta jeszcze urzędującego szczęśliwie, a pochodzącego z tej samej co kandydat Nawrocki, strony politycznej? Dlaczego protestujący tego nie zrobili, wszak Pałac Prezydencki był na trasie pochodu (nawet jeśli wiedzieli, że prezydent właśnie pakuje się do wyjazdu na narty – jak twierdzi premier)? Dlaczego nie liczy się teraźniejszość? Dlaczego prezydent Andrzej Duda nie zgłasza żadnej inicjatywy ustawodawczej, i to podobno mając wspaniałych doradców do spraw rolnych?
Czyżby chodziło o niechęć do oceny przeszłości i teraźniejszości?
Ile jeszcze przetrwa polski rynek rolny?
Otóż może tak być, że protestujący (a i rządzący) wiedzą, że kwestia Mercosur jest przesądzona. Złożyło się na to 20 lat obecności Polski w UE i fakt, że mamy zbyt słabą pozycję, aby cokolwiek ugrać w tym zacnym gronie. Bez względu na to, jak oceniają swoją pozycję siadający do gry – ograno ich.
A co z tego wynika dla polskich rolników?
Ich też ograno. Bo faktem jest, że dla większości z nich Mercosur nie stanowi decydującego czynnika. Oni grają na innym boisku – jest nim własny i unijny rynek. Wpływ Mercosur na rynek polski będzie wpływem pośrednim, nieco potrwa, zanim napływ mercosurowej wołowiny czy drobiu zachwieje polską hodowlą. Silniej i wcześniej wpłynął, wpływa i wpłynie na nią np. ASF, inne choroby coraz dotkliwsze (grypa ptaków) i coraz realniejsze (choroba niebieskiego języka). To się już stało, i staje, Mercosur przyjdzie potem. Co zastanie i czy będzie miał jeszcze co niszczyć?
I ma rację minister Siekierski jak powtarza, że mamy bliżej swój Mercosur w postaci Ukrainy. Ale ten realny i nieodległy w czasie i przestrzeni problem jakoś przycichł. Już nic nie płynie do Polski z Ukrainy? A to, co wpłynęło, przestało znaczyć dla rynku i budżetu państwa, który słono zapłacił za ów napływ? Najwyraźniej, skoro dyskusję dominuje Mercosur.
Dziwnie postawiono akcenty także wobec Zielonego Ładu. Już nie mówi się, że program ten UE realizuje od kilku lat, a przymierzała się do tego od lat kilkunastu – wszak taki charakter miały płatności za „zazielenienie”, wypłacane od 2015 roku, a szczęśliwie przyjęty Plan Strategiczny dla WPR 2023-2027 to nic innego, jak kontynuacja tego programu i realizacja Zielonego Ładu właśnie – za 25 proc. pieniędzy przeznaczonych na dopłaty bezpośrednie.
Teraz straszy się wprowadzeniem Zielonego Ładu „w pełni”. Problem w tym, że jest on już realizowany w pełni i zgodnie z założeniami, a odejście od Zielonego Ładu wymagałoby zmian wychodzących poza rolnictwo – zmian w unijnym myśleniu strategicznym. A to jak wiadomo nie następuje w trakcie realizacji już przyjętych unijnych siedmiolatek budżetowych. Wprowadzono więc zmiany kosmetyczne do Zielonego Ładu w rolnictwie – i innych nie będzie. W dodatku tak się dziwnie składa, że już za pół roku (a więc znów, podobnie jak i wobec przyjęcia Mercosur, po zakończeniu polskiej prezydencji) mamy poznać unijne plany dotyczące finansowania wspólnej polityki, także rolnej, na czas po 2027 roku. A więc kolejna, po przyjęciu Mercosur, ważna kwestia właśnie się rozstrzyga – i umyka uwadze aktorów polskiej politycznej sceny (a przynajmniej tych, którzy na tę scenę wychodzą). Wiedzą, że i tu będą ograni?
Odwracanie uwagi od rzeczywistych problemów nie sprzyja ich rozwiązywaniu.
Przyszłość niewarta uwagi?
Po raz kolejny zaprotestowali ci, którzy mieli wpływ na przyjęcie rozwiązań, które teraz krytykują. Ci, którzy (także w UE, także występując jako przedstawiciele organizacji rolniczych, i to opłacani z budżetu państwa) przygotowywali i przyjęli niesłużące polskim rolnikom przepisy.
Czy król jest nagi i czy organizatorzy, a i obserwatorzy, widowiska odważą się przyznać to dopiero wtedy, gdy sam król to stwierdzi? Tylko czy taka królewska samoocena jest w ogóle możliwa i czy królewscy poplecznicy byliby w stanie ją przyjąć?
Wszak każdy piecze własną pieczeń na tym królewskim ruszcie…
Kolejne dołożenie do ognia zaplanowano na 9 stycznia. Rolnicy mają się dołączyć do zapowiadanego protestu. Czy powiedzą o tym, co ich naprawdę boli?