Mamy program polskiej prezydencji, teraz kolej na efekty jego realizacji.
Fot. Wynn Pointaux z Pixabay
Mamy program polskiej prezydencji, teraz kolej na efekty jego realizacji.
Fot. Wynn Pointaux z Pixabay
Program prezydencji czy „megapustosłowie”?
Jaki jest sens przekazywania przez UE kierowania jej pracami kolejnym państwom, jeśli ich wpływ na te prace z założenia ma być żaden?
Przedłożony przez ministra do spraw Unii Europejskiej dokument: „Program Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej (1 stycznia – 30 czerwca 2025 r.)” trafił do Sejmu 11 grudnia, dzień po tym, jak przyjął go rząd.
Sejm zajął się nim jednak dopiero wczoraj, już po rozpoczęciu prezydencji Polski w Radzie UE.
Rozpoczęciu cokolwiek niefortunnym – uroczystą galę psuła obecność rolników na niedalekich od Teatru Wielkiego ulicach i brak obecności polskich i unijnych przywódców, a sam inauguracyjny szczyt – zaplanowany w Gdańsku – został odwołany. Gdańsk nie okazał się dobrym miejscem na takie spotkanie, podobnie jak Warszawa.
– Prezydencja w Unii Europejskiej to okazja do walki o interesy Polski, a pan premier rezygnuje ze szczytu Unii Europejskiej w Warszawie na rzecz Brukseli – mówił o tym w Sejmie poseł Sachajko. – Posłowie Koalicji Obywatelskiej wyjaśniają, że to dlatego, że Warszawa nie poradziłaby sobie z korkami. Dziękuję za przypływ szczerości, że wasz kandydat na prezydenta Polski nie radzi sobie nawet z zarządzaniem Warszawą.
W tym samym duchu wypowiedziała się poseł Anna Gembicka, która przypomniała, że niedawno „jeden z ministrów” wypowiedział się w sprawie prezydencji:
– Otóż ten minister stwierdził, że rolą prezydencji w Unii Europejskiej nie jest forsowanie polskich interesów. Zgodnie z tą zasadą Donald Tusk ustalił priorytety dla polskiej prezydencji, opublikowane ostatnio przez Komisję Europejską, w których rząd premiera Tuska nawołuje do wdrożenia paktu migracyjnego oraz szybszej implementacji zielonego ładu. Mało tego, na wiceministra Donald Tusk powołał człowieka finansowanego w przeszłości przez organizację ufundowaną przez niemiecki rząd, która to organizacja tuż przed rosyjską agresją na Ukrainę nawoływała do wyrzucenia Polski z NATO i wycofania z naszego kraju wojsk amerykańskich. Może dlatego szczyt dotyczący bezpieczeństwa nie odbędzie się w Warszawie. Parafrazując Rafała Trzaskowskiego: Po co robić szczyt w Warszawie, jak można w Brukseli? Tylko Polski szkoda.
A właściwa dyskusja o polskiej prezydencji odbyła się podczas omawiania jej programu, przedstawionego przez rząd.
Bezpieczeństwo żywnościowe
Minister Adam Szłapka nie powiedział zbyt wiele o kwestiach rolniczych:
– Bezpieczeństwo to także bezpieczeństwo żywnościowe. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że by czuć się bezpiecznie musimy być suwerenni, jeśli chodzi o produkcję żywności. Tutaj podstawą zawsze była i będzie wspólna polityka rolna. Musimy dyskutować o tym jak wspólną politykę rozwijać, żeby wspierać europejskie rolnictwo, ale także pilnować tego, żeby było odporne na nieuczciwą konkurencję państw trzecich. Dlatego wszystkie działania i inicjatywy, które będą ograniczały i wpływały niekorzystnie na konkurencyjność europejskiego rolnictwa będziemy odrzucać. Z tym związane oczywiście jest także bezpieczeństwo zdrowotne – i tu minister przeszedł już do polityki zdrowotnej.
A posłowie? Darujmy sobie debatę z cyklu „kto winien”, że mamy Zielony Ład. Darujmy też odnotowywanie zapewnień, że oczekujemy od krajów eksportujących do UE przestrzegania unijnych standardów. Darujmy wyrażanie oczekiwań wzmocnienia „konkurencyjności i odporności rolnictwa na zagrożenia oraz turbulencje rynkowe”. Darujmy wezwania do dialogu z rolnikami.
Na to wszystko czas minął.
A co konkretnego będzie chciała osiągnąć Polska podczas prezydencji?
Pustosłowie i „konkurencyjne i odporne rolnictwo”
– Zaprezentowany dokument jako żywo przypomina dzieła tworzone w pierwszej połowie lat 50. XX w. Takiego skomasowanego pustosłowia nie można nawet przypisać sztucznej inteligencji, bo ją to po prostu obraża – zauważył poseł Roman Fritz i usłyszał oklaski. – Praktycznie w co drugim zdaniu mamy możliwość podziwiania wyrażeń bądź to ze sobą sprzecznych bądź też tak nadętych, że ich cytowanie grozi hukiem obnażonej wewnętrznej pustki.
Poseł Roman Fritz tak omówił „zaprogramowane” kwestie rolne:
– Przechodzę do podrozdziału: konkurencyjne i odporne rolnictwo. Tutaj znowu natchniony autor odlatuje w takie słowa: „Bezpieczna, wysokiej jakości i dostępna żywność to europejskie dobro publiczne. Dlatego Europa musi zadbać o wzmocnienie pozycji rolników w łańcuchach wartości, w tym o stabilizację ich dochodów” itd., itd. Te wszystkie kwestie nie mają żadnego racjonalnego rozwiązania. W rozdziale: rolnictwo i rybołówstwo nie ma ani słowa o umowie z państwami Mercosur, o problemach z jakością żywności, która jest sprowadzana z tamtego obszaru, ani słowa o realnych problemach obu branż, o planowanej likwidacji kolejnych gałęzi, i to nie tylko w Polsce.
Polska prezydencja bez Polski?
A co w programie polskiej prezydencji uwzględniono? Jak zauważył poseł Witold Tumanowicz, „Polska występuje tam tylko jako przymiotnik: polska obok słowa: prezydencja, natomiast słowo: Ukraina występuje tam 43 razy”.
– Dopiero co widzieliśmy, do czego doprowadził masowy zalew żywności technicznej zza wschodniej granicy. Widzieliśmy to doskonale. Teraz stawiacie sobie za cel wspieranie starań Ukrainy o wejście do Unii Europejskiej i jednocześnie chcecie zadbać o polskiego rolnika. To się po prostu nie spina. Przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej nie jest ani w interesie polskiej gospodarki, ani w interesie polskiego rolnika – mówił poseł Witold Tumanowicz.
Poseł Jarosław Sachajko podsumował:
– Prezydencja kraju powinna być przeznaczona do tego, aby promować interesy danego kraju. I tak się działo cały czas: przez każde pół roku każde państwo promuje interesy swojego kraju. Tylko z jakiegoś powodu Polska w tym dokumencie nic nie mówi o interesach polskiego kraju, a wprost pan minister tutaj z mównicy mówi: my, Europa. To, że Polska jest w Europie, to powinien pan minister wiedzieć, bo to już ponad 10 wieków. Ważniejsze jest, gdzie tutaj są interesy polskiego kraju. Mamy konkurencyjne i odporne rolnictwo – to jest taki, przepraszam, bełkot. Bezpieczna, wysokiej jakości i dostępna żywność to europejskie dobro. To wszyscy wiedzą, tylko państwo chcą to zniszczyć, zniszczyć umową z Mercosurem. Nic państwo nie robią, aby ją zablokować, tylko spokojnie czekają, aż będą wybory prezydenckie. Co będzie później? Później to już pan premier Tusk napisał. Wszyscy, którzy są przeciw, to będzie polexit i Putin. I to jest państwa pomysł na rządzenie i przetrwanie polskiej prezydencji. Pani poseł Pomaska mówi o zielonym ładzie. Nie powiedziała, że trzeba go zmienić, że trzeba go się z niego wycofać, tylko mówi: oni to zrobili, komisarz Wojciechowski to zrobił. Zapomniała powiedzieć, że to, przeciwko czemu rolnicy protestują, to jest pan Timmermans, to jest ugorowanie, to jest komisarz do spraw zdrowia, który ogranicza substancje aktywne, to jest komisarz do spraw ochrony środowiska, który ogranicza nawozy. Ale państwo akceptują wszystko, co Unia Europejska każe. I tutaj mówią: my, Europejczycy. Nie, my jesteśmy Polakami.
Program przyjęty do wiadomości
Podobne uwagi wybrzmiały w zadawanych pytaniach. A odpowiedź ministra Adama Szłapki tak odniosła się do umowy z Merkosurem:
– Zostało przyjęte stanowisko rządu w tej sprawie, krytyczne stanowisko rządu w tej sprawie, Polska jest przeciwna tej umowie, natomiast w czasie polskiej prezydencji najprawdopodobniej ta sprawa nie wejdzie w ogóle pod obrady Rady Unii Europejskiej. Na tym etapie trwa przygotowanie tekstu prawniczego założeń tej umowy, które zostały podpisane. Polska jako kraj członkowski oczywiście sprzeciwia się temu i będzie z innymi państwami członkowskimi w tej sprawie się przygotowywać.
Do czego? Minister nie dopowiedział, czy do zatrzymania, czy do realizacji umowy.
Niewiele też wyjaśnił co do kierunku zmian w unijnej polityce Zielonego Ładu. Wolał zająć uwagę posłów kwestią odpowiedzialności za wprowadzenie Zielonego Ładu – specyficznie pojętą:
– Padło też pytanie standardowe o zielony ład. Mówię to kolejny raz z tej mównicy, proszę to sobie wyryć na kamiennych tablicach albo wbić bardzo mocno do głowy: Zielony ład to jest program przyjęty przez poprzednią Komisję Europejską, na który zgodził się poprzedni rząd Mateusza Morawieckiego, to jest program, który został w dużej mierze przygotowany przez Janusza Wojciechowskiego, i to jest program, którego poszczególne fragmenty były uzgadniane w Radzie Europejskiej w grudniu 2019 r. i w grudniu 2020 r., kiedy premierem był Mateusz Morawiecki. Czyli jak ktoś pyta państwa o zielony ład, to pierwszą rzeczą, która przychodzi do głowy, powinno być zawsze: Mateusz Morawiecki. I to nie jest tylko moje zdanie. Wystarczy posłuchać wypowiedzi pana posła Patryka Jakiego, który mówił, cytuję: ktoś się na te wszystkie dziadostwa zgodził, zgodził się na to Morawiecki, czy wcześniejszych wypowiedzi pana posła Janusza Kowalskiego, za każdym razem: zielony ład – Mateusz Morawiecki. To, co nam się udało przez ten rok zrobić, to poprawić ten zielony ład w kwestii ugorowania i w kwestii stosowania pestycydów.
I tyle. Sejm przyjął przedstawiony przez rząd dokument do wiadomości.
Czytaj też: