Polskie białko ciągle w blokach startowych…
Fot. Josep Monter Martinez z Pixabay
Polskie białko ciągle w blokach startowych…
Fot. Josep Monter Martinez z Pixabay
Pasza z GMO jednak do 1 stycznia 2025 roku?
Czy będzie polskie białko w paszy? Tylko na rok tym razem chciało MRiRW przedłużyć zakaz stosowania pasz z GMO. Już nie chce.
Powiało grozą – zwłaszcza wśród producentów pasz, bo przecież nie wśród rolników uprawiających rzepak. Czy tym razem znów wymuszą – podnosząc argument taniości i lepszej przyswajalności pasz z GMO – dłuższe moratorium, wprowadzane już od 2006 roku? Wszystko na to wskazuje. Posłowie PiS zgłosili wczoraj w Sejmie poprawkę do rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o paszach oraz ustawy o odpadach, wydłużającą moratorium na stosowanie pasz GMO do 1 stycznia 2025 roku.
Więcej o projekcie:
Wczoraj Sejm zaczął pracę nad projektem. Prezentował go poseł Zbigniew Dolata i dużo uwagi poświęcił właśnie kwestii moratorium.
Oto jakie argumenty przedstawił za polskim białkiem w paszach, które ma zastąpić składniki z GMO.
Rynek pasz – 6 mld zł rocznie do przejęcia
– Łączne zużycie wysokobiałkowych komponentów paszowych w sezonie 2021–2022 wyniosło 4720 tys. t, z czego importowana śruta sojowa GMO to jest 2600 tys. t i wartość tego importu rocznie to są kwoty powyżej 6 mld zł – mówił poseł.
Trzeba podkreślić, że te 6 mld zł to dla jednych kwota do przejęcia, ale dla innych – do stracenia.
Poseł dodał:
– Oprócz tej importowanej śruty sojowej do produkcji pasz używana jest śruta rzepakowa – 1300 tys. t, śruta słonecznikowa – ok. 300 tys. t, rośliny strączkowe – nieco ponad 400 tys. t i inne, m.in. mączki rybne, to jest wielkość rzędu 100 tys. t.
Jak z tego wynika, 68,5%, blisko 70% komponentów pasz importujemy.
Polska produkcja pasz z polskich składników może być trzy razy większa
– Natomiast krajowa produkcja roślin wysokobiałkowych jest zdecydowanie większa niż zużycie – mówił poseł sprawozdawca Zbigniew Dolata. – I tak np. śruta rzepakowa to jest produkcja rzędu 2 mln t, rośliny strączkowe – 0,5 mln t, rodzima soja, bo również w Polsce uprawiana jest soja i ten areał upraw dość szybko rośnie – w 2021 r. to było ok. 25 tys. ha, w roku bieżącym jest już 48 tys. ha, co daje plony szacowane na ok. 120 tys. t. I wszystkie te plony mogą być przetwarzane i są przetwarzane przez właściwie jedną firmę, firmę Agrolok, w której niedawno gościła podkomisja, która zajmuje się polskim białkiem. Możliwości produkcyjne tej firmy są trzykrotnie większe niż krajowa produkcja.
Kto korzysta na paszach z soi z GMO?
Poseł Dolata wskazał na jeden powód faworyzowania pasz z GMO.
– W każdym razie ta krajowa produkcja jest większa niż krajowe zużycie z jednego prostego powodu – że te największe firmy paszowe w Polsce to są firmy z kapitałem obcym i nie są zainteresowane wykorzystywaniem krajowych źródeł białka, wolą importowaną śrutę sojową – powiedział. – I jest to prawdziwy, istotny problem polskiego rolnictwa. Gdyby zmniejszyć zużycie importowanej śruty sojowej o chociażby 30% – co jest bardzo łatwe, wydaje się – to w kieszeniach polskich rolników zostałyby ponad 2 mld zł.
Poseł przypomniał też, że rośliny białkowe wiążą azot, co pozwoliłoby oszczędzać na nawozach.
Pasze z GMO potrzebne i basta
Kolejnym mówcą był poseł Jerzy Małecki, Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość, który zabrał głos, zgłaszając poprawkę, zakładającą przesunięcie wnioskowanego w projekcie rządu moratorium – z 1 stycznia 2024 r. na 1 stycznia 2025 r.
– Przesunięcie to podyktowane jest koniecznością znalezienia zastępczych wysokobiałkowych składników, porównywalnych przede wszystkim pod względem jakościowym i ekonomicznym do importowanej soi, która obecnie stanowi większość białka używanego do produkcji pasz w Polsce. Utrzymanie daty 1 stycznia 2023 r. bez wątpienia prowadziłoby do wyraźnego wzrostu kosztów żywienia, pogorszenia efektywności, obniżenia wyników produkcyjnych i załamania sektora przede wszystkim produkcji drobiarskiej, która jest największym odbiorcą mieszanek paszowych i importowanej śruty sojowej. W obecnej sytuacji gospodarczej nie możemy pozwolić sobie na podejmowanie kroków, które mogą nieść ze sobą tego typu konsekwencje. Obecnie potrzebujemy utrzymania wysokiego poziomu konkurencyjności polskich produktów pochodzenia zwierzęcego na rynkach zagranicznych. Przesunięcie przedmiotowego zakazu do 2025 r. wydaje się zatem rozsądnym rozwiązaniem. Mam nadzieję, że firmy paszowe – z tego miejsca chciałem zaapelować do nich – ten czas wykorzystają w sposób taki, żeby ten temat w ciągu tych 2 lat już zminimalizować i zakończyć.
Niektórzy posłowie domagali się nawet dłuższego moratorium.
Jak z tego wynika, zakaz stosowania pasz GMO wciąż nam nie grozi. Ciągle, jak mówił klasyk, „nie teraz, nie teraz”…