Józef Piłsudski przed Belwederem
Fot. MP
Józef Piłsudski przed Belwederem
Fot. MP
„Ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego”
Józef Piłsudski lubił cytować tę pieśń legionową. Przypominała z humorem właściwym legionistom, że Polska to wynik wysiłków, a nie prezent.
Do pierwszych dni Rzeczpospolitej Polskiej często wracał Piłsudski – wspominał je podczas przemówień na zjazdach legionistów, w wywiadach i wykładach.
I zdania nie zmienił. Początek odrodzonej po rozbiorach Polski wiązać trzeba z wytrwałym dążeniem do utworzenia kraju, podejmowanym przez legionistów.
Legiony – żołnierze bez ojczyzny
”Myśmy, legioniści, zrobili ten wstęp do możliwości przelewania krwi za Polskę. Poszliśmy niewielką garstką ludzi, tym różniąc się od wszystkich innych, że swój niewielki strumień krwi, którąśmy mogli dać ze siebie, dać chcieliśmy dla Polski, nie dla czego innego. To jest nasza palma pierwszeństwa w pracy dla ojczyzny” – mówił Piłsudski. I przypominał, że ta niewielka grupa ludzi stanęła wobec licznej agentury. Agentury działającej we własnym interesie, starającej się poróżnić Polaków i pomniejszyć rolę polskiego wojska. „Gdy sobie ten czas przypomnę, znajduję zawsze jakąś skromność Polski, bojącej się wszystkiego i wszystkich, bojącej się wyrzec jakiekolwiek słowo, którą stać było tylko niekiedy na ciche łzy rozczulenia.” Powoli jednak myślenie o możliwości odrodzenia Polski zyskuje coraz więcej odważnych zwolenników.
Okres pierwszej wojny światowej pokazał, że zwaśnione teraz państwa, które niegdyś zgodnie dokonały rozbiorów Polski, nie potrafią rozstrzygnąć konfliktu. „Po dwóch latach dzikiej pracy wojennej, gdy wylano już olbrzymie morze krwi, gdy świat podzielono na to, co jest po jednej, i na to, co jest po drugiej stronie drutu kolczastego – gdyż już państw neutralnych brakło na świecie – gdy wciągnięto do boju świat cały, w gabinetach i dowództwach zaczynają szukać gwałtownie jakiegoś ciężarka, który mógłby choć trochę zaważyć na szali, by ją nieco przechylić na szalę zwycięstwa. W poszukiwaniach tych poszukiwano i Polski” – wspominał Piłsudski. I zaraz tłumaczył, że nie robiono tego wcale w interesie naszego kraju, a własnym. „Świat agentury odniósł zwycięstwo i to wtedy, gdy wyzyskanie sytuacji dla Polski stało się możliwe. I pod tym względem, powtarzam, nie ma różnicy pomiędzy światem agentur po tej stronie drutu czy po tamtej. Świat agentury szedł tą samą drogą, gdyż interesy zaborców w stosunku do Polski były jedne i te same czy po tej stronie drutu, czy po innej: jeżeli trzeba, żeby było coś z Polski, to niech to będzie jak najmniejsze, najmniej poważne i znaczne.”
„Jak robić Polskę tak, aby jej nie było…”
W latach 1917 i 1918 „sprawa polska szła już podskokami naprzód. Ile papieru zapisano wówczas o sprawie Polski we wszystkich gabinetach walczących państw. Ile projektów wydano, jak robić Polskę tak, aby jej nie było i ile najrozmaitszych dokonano usiłowań, aby to osiągnąć.” Zaborcy nie dopuścili do utworzenia w I wojnie polskiego wojska, legioniści trafili do więzień.
Więcej o uwięzieniu Piłsudskiego:
8 listopada 1918. Piłsudski wraca z Magdeburga
Piłsudski znów podkreślał rolę agentury u schyłku I wojny – niejeden agent służył wtedy nawet pięciu czy sześciu państwom jednocześnie. „Gdy więc legioniści zostali usunięci jako czynnik brutalnym nad nimi zwycięstwem za pomocą więzień, cała praca polska i cała sprawa polska trafiła do rąk agentur, złożonych z Polaków, którzy pracowali na rzecz państw różnych, nieraz na rzecz kilku państw, gdyż to w końcu wojny zaczęło być zupełnie w modzie. Ten agent był cenny, który potrafił pracować na rzecz kilku państw. Każde z nich trochę on zdradzi i w ten sposób dowie się nieco danych, sprzedając je innemu państwu. Ta moda dotychczas istnieje (…)” – mówił Piłsudski jeszcze w 1927 roku.
W efekcie rozbieżnych interesów państw agentury kierowano w najsłabsze miejsca przeciwników. „Szukano bolączek państwa i rzucano agentury na to, aby znalazły sposób uderzenia w miejsce, gdzie boli, gdzie dostępu nie ma często bagnet, gdzie dostępu nie ma kula. Starano się zepsuć mechanikę państwa, z którym się walczyło, wprowadzając w nie coraz silniejszy rozkład”.
I z tych rozpadających się państw zaborców Piłsudskiemu przyszło tworzyć Polskę.
Zależeliśmy od działań innych
„Zapoczątkowanie wszystkich prób samodzielności było często zawisłe jedynie od tego, czy zaborca słabnął, czy pada; próby te były zależne od tych czy innych zmian w Wiedniu czy w Berlinie, od zwycięstw dalekiej <Ententy>” – zauważał Piłsudski. Jak wspominał, uwięziony w Magdeburgu nie miał z nikim kontaktu i żadnego dostępu do gazet. Po powrocie do kraju zaskoczyły go waśnie i spory. „Byłem sam, zupełnie samotny” – wspominał w 1924 roku. Wokół miał ludzi skłóconych, ale zawsze przekonanych o swojej wyłącznej racji i sile. Większość z nich nie zauważała nawet, że działa tak, jak dyktują zaborcy. Wszędzie były „ghetta”, stworzone przez „przekleństwo niewoli” – jak pisał. Istniało już kilka rządów (czy raczej, jak to określał, „półrządów”, współrządzących z zaborcami), każdy jednak nawiązywał do koncepcji zaborców.
„Rzeczpospolita Polska się stawała, tzn., że upłynął pewien okres czasu, zanim się stała” – podkreślał Piłsudski.
Sam nie miał zamiaru stanąć na czele państwa, wymusiła to na nim sytuacja. „Powróciłem z Magdeburga 10 listopada. Próby moje od razu były bardzo nikłe. Byłem przerażony tym, co zastałem i chciałem – wyznam – najbardziej tchórzliwie uciec z Warszawy. Zastałem tam bowiem to, co w myślach nazwałem od dawna konkubinatem z zaborcą, konkubinatem, w którym zaborca jest zawsze silniejszy od Polski.”
Na szczęście Piłsudski nie tylko nie uciekł, ale znalazł sposób, aby odwrócić układ sił w tym chorym związku – jak pisał, zdołał doprowadzić do sytuacji, w której to on, a nie zaborcy, zaczął dyktować warunki.
Państwo zaczęło istnieć
Sam Piłsudski za początek państwa polskiego nie uznawał 11 listopada – czyli daty podpisania rozejmu kończącego I wojnę, ale dwie daty wydanych przez siebie dekretów, które „zostały przez Polskę usłuchane”. 22 listopada wydał dekret ustalający naczelne władze państwa („Naczelnik państwa” to nawiązanie do Kościuszki), a 28 listopada dekret ustanawiający wybory sejmowe według podanej ordynacji. I właśnie 28 listopada to data, którą sam Piłsudski uznawał za najważniejszą do wyznaczenia początku istnienia Polski. „Jeżeli wezmę datę 28 listopada, jako datę dekretu zarządzającego wybory do sejmu, dekretu, który w całej swojej rozciągłości został przez obywateli państwa wykonany, to przyjmując ją jako datę powstania państwa polskiego, byłbym w porządku ze swoim określeniem, że wtedy państwo poczyna istnieć, gdy dekrety i ustawy rządu są przez obywateli usłuchane. Wiążę więc swoją propozycję z datą 28 listopada. 28 listopada jest bardzo bliski 29 listopada, tym bardziej, że dekret ten był podpisany w nocy. Łączy się to ściśle z datą 29 listopada, z dniem rocznicy powstania listopadowego. Wtedy ustanawiałem również miejsce rezydencji Naczelnika Państwa. 29 listopada przeniosłem się do Belwederu i dotychczas ten gmach jest rezydencją państwa”.
Trzeba podkreślić, że na wyznaczenie przez Piłsudskiego granic Rzeczpospolita musiała czekać jeszcze dwa lata. Dwa krwawe wojenne lata.
„Gdy Polska się zaczyna, zaczyna się polepszenie stosunków. My, legioniści, nie jesteśmy wtedy wcale jedynymi Polakami, którzy za Polskę krew otwarcie przelewali. Idzie za nami całe mnóstwo ludzi, tak, że w tej masie płyniemy i nie możemy brać na siebie przedstawicielstwa tej krwi, którą Polacy na polach bitew i w szalonych wysiłkach przelali. Lecz zwycięstwa nad agenturami nie odnieśliśmy wcale. (…) Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym”.